środa, 29 lipca 2015

Tajemnica Domu Helclów - kryminał tego lata


Chciałabym podziękować Maryli Szymiczkowej (w całej jej dwoistości) za to, że przez dwa weekendowe dni wprawiała mnie w świetny humor, pozwalając zapomnieć o wszelkich strapieniach prywatnych i zawodowych. Siedziałam w ogrodzie, czytałam i śmiałam się w głos. Dawno żadna książka nie sprawiła mi tyle przyjemności. Tajemnica Domu Helclów to lektura doskonała w swoim rodzaju. I historia wciągająca, i postaci świetne, i język cud-miód, i humor, jaki lubię najbardziej.




Kraków. Rok 1893. Profesorowa Zofia Szczupaczyńska (ach to przywiązanie do tytułów) to główna heroina powieści. Tak, heroina prawdziwa z rozmachem i z charakterem. Choć urobiona po pachy nadzorowaniem służby, życiem towarzyskim Krakowa (znajomość wszelkich zależności i koneksji mogłaby niejednego wykończyć) i wspieraniem kariery męża (kóry nie bardzo chce ją robić), znajduje jeszcze czas na działalność charytatywną (w stylu tej rodzimych projektantów i sieci dyskontów - pomóc tak, by to zauważono). Jej poczucie chrześcijańskiego obowiązku pomagania potrzebującym (kłócące się czasem z drogą jej cnotą skrzętności) prowadzi ją prosto do Domu Helclów, w którym znajdują schronienie starsi ludzie potrzebujący opieki. Pensjonariusze są podzieleni na kategorie w zależności od stanu posiadania. I tak spotkać tu można baronową Banffy czy hrabinę Żeleńską jak również kompletnych biedaków.

W tym przybytku ufundowanym przez bogatą rodzinę bankierów zaczynają dziać się rzeczy straszne, które nie mają nic wspólnego ze spokojną starością. Znikają staruszki, dochodzi do morderstw, a profesorowa Szczupaczyńska aż płonie z ochoty, by zająć się czymś innym niż codzienność i odkrywa w sobie detektywa jak się patrzy. Nie zważając na swoją rolę życiową strażniczki domowego ogniska i kobiety, która nie powinna się pchać tam, gdzie jej nie oczekują, rzuca wyzwanie krakowskiej policji i sama przeprowadza skomplikowane śledztwo.

Wszystko w tej książce jest podane w doskonałych proporcjach, w żadnym momencie Szymiczkowa nie popada w przesadę serwując czegoś zbyt dużo. Złośliwe szpile są wkładane tam, gdzie trzeba, ale nie za głęboko, bo przecież z siebie się w końcu śmiejemy i nawet jeśli wyśmiewamy ten arystokratyczno - mieszczański Kraków końca XIX wieku, to nie zmienia to faktu, że Kraków lubimy. Zresztą wcale nie jestem pewna, że chodzi li jedynie o dziewiętnastowieczny Kraków, bo wiele spostrzeżeń jest tak bardzo aktualnych i dzisiaj, i to na terenie całej Polski jak leci. Brawa oczywiście za tło historyczne, te wszystkie detale i smaczki, które zawsze bardzo cenię, bo sama wiem, ile to wymaga pracy i siedzenia w archiwach.

Szczytem wyrafinowania jest dla mnie rekomendacja Michała Rusinka na okładce. Całość jest ten w sposób zapięta na ostatni krakowski guzik i choć nie wiem, czy było to celowe, ale jeśli tak, to jest to na pewno mistrzowskie posunięcie w mruganiu okiem do czytelnika. A jeśli nie, to i tak wyszło genialnie.

Zatem polecam i wszędzie chwalę. Weźcie Szymiczkową na wakacje, bo nikt wam takiej dobrej zabawy nie zapewni tego lata. A poniżej trzy fragmenty dla zachęty :), choć najchętniej wrzuciłabym tutaj całą książkę. Nie mogę doczekać się kolejnej wizyty w Krakowie, kiedy będę mogła podążyć śladami profesorowej Szczupaczyńskiej! Chciałabym napisać również, że czekam na jej dalsze przygody, ale czy autorce uda się dorównać temu błyskotliwemu debiutowi?












5 komentarzy:

  1. Koniecznie muszę przeczytać. Uwielbiam twory pana Dehnela, a ten wydaje się bardzo ciekawy :)

    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Śladami Profesorowej koniecznie! Znam centrum Krakowa jak własną kieszeń i to co autorzy stworzyli to majstersztyk najwyższej klasy, od Placu Szczepańskiego, tytułowego Domu Helclów, kamienic Talowskiego po mieszkanie Profesorostwa na ulicy św. Jana w kamienicy pod Pawiem, wszystko dopięte na ostatni guzik. Rewelacyjna książka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zatem biorę pod uwagę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie tak, że nie przekonałaś mię swoim entuzjazmem, ale te wklejone stronice dopełniły czaru ;)
    Co do rekomendacji p. Rusinka to jej umiejscowienie nie jest bynajmniej szczytem wyrafinowania, no chyba że marketingowego,eh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rekomendacja M. Rusinka nie jest raczej chwytem marketingowym. Nie oszukujmy się, większość ludzi w Polsce nie ma pojęcia, kim jest. Ale akurat jego rekomendacja na tej książce jest taką kropką nad "i". Trzeba jednak przeczytać najpierw, żeby do końca to zrozumieć. Ale możliwe też, że jest to moje subiektywne odczucie.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...