poniedziałek, 6 maja 2013

Helena Rubinstein

Śnią mi się ostatnio książki, które mnie atakują i szczekają. Prawdziwy koszmar, wynikający z faktu, że w moim domu książki są już wszędzie, wciąż ich przybywa, a ja nie wiem, za co się chwycić najpierw. Patrzyłam na zawalone półki i postanowiłam odpocząć kilka dni, aby oczyścić umysł z licznych wątków. Oczywiście tęsknota za czytaniem powróciła, a nawet stwierdziłam, że wcale tak dużo nie mam do czytania i trzeba będzie coś dokupić. Czyli znowu wszystko w normie.

Majówka pogodą nie zachwyciła, u mnie dopiero wczoraj zrobiło się pięknie, więc aura mnie wspomogła i łagodnie na jedyną słuszna drogę przywróciła. Nadrobiłam zaległości w lekturach  i "czuję się świetnie, proszę o natychmiastowe wypisanie mnie ze szpitala":)

Kupiłam ostatnio Helenę Rubinstein Michèle  Fitoussi. W końcu trzeba było, bo i Paryż w niej jest, i czasy moje, więc uległam pokusie i mam. Warto przeczytać, bo Rubinstein była kobietą nietuzinkową, o silnym charakterze, która przez całe życie szła swoją drogą i zbudowała imperium kosmetyczne o światowej sławie. Niewysoka kobietka, ale siłę miała ogromną, żeby realizować marzenia. I chociaż nie była najmilsza na świecie, zawsze budziła szacunek.




Istotne dla mnie jest to, że, podobnie jak dwaj inni specjaliści od kobiecej urody, Max Factor i Antoine Cierplikowski, pochodziła z Polski. Opuściła ją jako dorosła osoba, mając 24 lata, i wyjechała najpierw do Australii, by tam rozpocząć drogę na szczyt, potem przeniosła się do Paryża, by stąd z kolei wyruszyć na podbój Stanów Zjednoczonych. Uparta pracoholiczka nie potrafiła przebywać dłużej z dala od biura i fabryk kosmetyków. Musiała mieć wszystko na oku. Kontrolowała pracowników równie dokładnie, jak rodzinę. Ściągnęła z Polski siostry, aby pracowały dla niej, ale bez żadnej taryfy ulgowej, a za mężem, podejrzewanym o zdradę, posłała detektywa. Była z niej taka "żelazna dama" i inaczej być nie mogło, bo w czasach, gdy odnosiła sukcesy, kobieta miała odgrywać jedynie rolę matki i żony. A ona tak nie chciała, najpierw zajęła się karierą, a potem życiem osobistym. Priorytety miała od początku jasno określone, dlatego karierę zrobiła oszałamiającą, dużo gorzej wypadła w roli matki i żony. Nie ma nic za darmo i nawet tak perfekcyjna kobieta jak Helena, nie była w stanie spełniać się równie dobrze we wszystkich rolach.




Właściwie im więcej odnosiła sukcesów w życiu zawodowym, tym żałośniej wyglądało jej życie osobiste. Rozwód, trudne relacje z synami, a obok wielkie bogactwo, wielki świat i sława. Przyjaźniła się z artystami, politykami i arystokratami. Czego nie mogła dostać po dobroci, brała siłą, ale musiała zawsze postawić na swoim i kropka.









Michèle Fitoussi nie mogła się zdecydować, czy opowiada o życiu Heleny, czy jest Heleną. Książka balansuje więc między beletrystyką a biografią, co mnie osobiście drażniło, bo momentami autorka przekraczała granicę, za którą już zaczynają się bujdy na resorach. Jeśli czytam o czyimś życiu, lubię wiedzieć jasno, że można zaufać biografowi albo zachować dystans do opowieści. Zarzuty moje dotyczą głównie, jak w przypadku biografii Maxa Factora, pierwszego, najsłabiej udokumentowanego, okresu życia. Nie ma źródeł obiektywnych, są jedynie relacje samej Rubinstein, która, co podkreśla autorka, lubiła, delikatnie rzecz ujmując, fantazjować. Zaczęła od starannego ukrywania swojego wieku i tak jakoś weszło jej w krew. Inny wiek, inne imię, inna kobieta. Kazimierz pozostawiła za sobą, chociaż o rodzinie nigdy nie zapomniała, co było niejednokrotnie jej udręką.


Fitoussi wyraźnie nie wiedziała, jak sobie poradzić z brakiem faktów, coś napisać przecież trzeba, więc na początku weszła w rolę Heleny, trochę wymyśliła, co mogła czuć i robić, aby, w miarę pozyskiwania już pewniejszych informacji, oddalać się od niej, powoływać coraz częściej na źródła i opinie osób trzecich, a w końcu stanąć zupełnie z boku serwując czytelnikowi coraz bardziej suche fakty.

To by było chyba wszystko, czego mogłabym się czepić, bo książka jest naprawdę bardzo interesująca, chociaż dla mnie dość powierzchowna. Opiera się na tym, co ogólnie wiadomo o Helenie. Niestety, tak się składa, że wiem dużo i o tamtych czasach, i o ludziach, więc udawać nie mogę, że nie dostrzegam omijania wielu faktów, choćby długoletniej przyjaźni Heleny z artystką Sarą Lipską. Wiem, że informacji na ten temat jest jak na lekarstwo, ale są. No ale to już są moje prywatne pretensje osoby za bardzo wciągniętej w pewne klimaty. Długo wahałam się, czy w ogóle kupić tę książkę, bo już podtytuł Kobieta, która wymyśliła piękno jest bardzo przesadzony, no ale w końcu poległam i w sumie dobrze. Wiem, że trzeba szukać dalej:)


Jeśli jednak wie się nic albo prawie nic na temat Heleny Rubinstein, można bez wahania sięgać po tę lekturę, bo to doskonałe preludium do lepszego poznania tej niezwykłej kobiety Świetna pozycja zwłaszcza dla osób, które nie lubią skupiać się na datach i zdarzeniach, a wolą raczej opowieść o człowieku. 

Helena Rubinstein, portret namalowany przez Sarę Lipską

6 komentarzy:

  1. Znam ten ból, tyle książek czeka na półce i nie wiadomo za co się zabrać najpierw, najchętniej za wszystko naraz, a jednocześnie ciągle wychodzą nowe ciekawe tytuły i ciągle się dokupuje:) Książkę o Helenie Rubinstein również posiadam, kupiłam pod wpływem chwili i teraz czeka biedaczka na swoją kolej. Ale wady o których piszesz nie są chyba dużą przeszkodzą w lekturze, zwłaszcza, że książka jest pięknie wydana, więc nadrabia niedociągnięcia fotografiami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co mi się w niej nie podoba wynika całkowicie z mojego osobistego skrzywienia i może być w ogóle niedostrzeżone przez innego czytelnika, jednak mam sygnały od ludzi siedzących w temacie, że nie jest to biografia nad biografiami:)

      Usuń
    2. Może jakoś przeżyję, potraktuję jako taką mniej zobowiązującą lekturę.

      Usuń
  2. Długo się zbieram do wypożyczenia tej książki i teraz czuję się zmotywowana :) O Rubinstein wiem tyle, co nic, także fajnie by było się czegoś wreszcie dowiedzieć. Dzięki za wpis ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Od niedawna mam ją na półce i cieszę się na lekturę. O Rubinstein nie wiem nic i chętnie się zagłębię w opowieść o tej wyjątkowej kobiecie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam, jestem w połowie i mimo faktycznie pewnych niedociągnięć faktograficznych - mi osobiście książka bardzo przypadła do gustu. Pani Fitoussi nieco fantazjuje i odstrzec można niezgłębienie tematu w kilku aspektach... no ale cóż. Samą biografię czyta się lekko i przyjemnie, elementy beleterystyczne sprawiają że książke się wręcz połyka. Poza tym ciekawie nakreśla tło czasów w których żyła. Wspaniała opowieść ale zdecydowanie nie jest to ścisły zbiór faktów i zdarzeń.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...